SPW

SPW

David Lane na tydzień

Wiedza jest przekleństwem. Z wiedzą podąża odpowiedzialność.

piątek, 28 lutego 2014

Co ty, dziecko, krzyczysz?

Mam nadzieję, że po otrzymaniu takiego pytania nie jąkacie się albo odmawiacie odpowiedzi. Nadchodzą nowe czasy, ale historia poniekąd zatacza koło. Szczególnie uwidacznia się takie niepokojące zjawisko u młodzieży identyfikującej się z ruchem. Dziś głoszenie niektórych haseł stało się modne, jednak nie idzie z nim w parze argumentacja.

"Polska dla Polaków! Polska dla Polaków!" można nieraz usłyszeć na niektórych manifestacjach. Co to jednak oznacza dla tych 16- czy 17-latków, którzy mają nikłą wiedzę o współczesnym świecie, nie wspominając o dwudziestoleciu międzywojennym? Lepiej nie wiedzieć i lepiej dla nich, by nikt nie dociekał, dlaczego głoszą podobne hasła. Nieumiejętność wytłumaczenia własnego postępowania naraża taką osobę nie tylko na zarzuty o racjonalność zachowania, ale przede wszystkim na śmieszność, zarówno osobistą, jak i pośrednio całego zgromadzenia. Każde takie potknięcie chcieliby wykorzystać nasi wrogowie, którzy z pewnością nie zawahaliby się przedstawić nas w mediach jako matołów. Obrona jest bardzo prosta, wystarczy tylko nie dać im pożywki. I wiedzieć, co się mówi.

W związku z powyższymi rozważaniami wysnułem nieco kontrowersyjną tezę. Mianowicie lepiej jest głosić błędny pogląd, racjonalnie tłumacząc swoje stanowisko, niż szerzyć puste hasła niepoparte argumentami. Dlatego też w przypadku jakiejkolwiek dyskusji lepiej stanąć w szranki z przedstawicielami pierwszego nurtu. Ci, podając dowody na wzmocnienie swoich poglądów, używają rozumu. A jeśli myślą, to przemyślą nasz punkt widzenia i być może zmienią własny. Poprzednie dwa zdania nie dotyczą kłótni z platformerskimi lemingami czy osobami używającymi lewackiej retoryki. Ich nie przekonacie, bynajmniej mnie się nigdy nie udało. Rozmowa buta z chujem. Im miałem mocniejszy argument, tym mocniej odbijałem się od ściany niezrozumienia.

Niemniej z zacietrzewionymi fanatykami nie da się spotkać w jakimś wspólnym punkcie. Oni mają swoje zdanie i nic tego nie zmieni, choćbyś wyszedł z siebie i stanął obok. Ich najsilniejszy kontrargument na wszelkie logiczne dowodzenie naszej tezy wygląda następująco: "Może i masz rację, ale ja uważam inaczej". Z bezradności chce się tylko złapać za kudły i o ścianę... Jeśli ktoś w tym akapicie dopatrzył się ukrytego ataku na wyznawców jakiejś religii, to raczej nie ma racji.

Wierzę, że będziecie potrafili bronić swoich poglądów, nie używając wyłącznie pięści. Czasem sytuacja wymaga, by zabrać głos, by zmiażdżyć argumentem. Dlatego też jako nacjonaliści powinniśmy działać dwutorowo, nie lekceważąc żadnego ze sposobów. Nikt nie wie, który kiedy przyda się bardziej.

Deranged

poniedziałek, 24 lutego 2014

Patryk Kozłowski "Zygmunt Szendzielarz >Łupaszko< 1910-1951"

Kolejna książka historyczna z mojej kolekcji, którą miałem okazję i wielkie szczęście przeczytać. Właściwie pochłonąłem tę pozycję o wiele szybciej, niż wcześniej przypuszczałem. To zasługa przede wszystkim dobrej historii, opowiedzianej żwawo, choć dość szczegółowo. Patryk Kozłowski wykonał kawał dobrej pracy, za którą należą mu się słowa uznania. Książka tego autora odkłamuje brednie na temat Zygmunta Szendzielarza, które głosili autorzy związani z komunistyczną władzą, m.in. Jan Golec, Michał Stryczyński czy Rajmund Bolduan. Krytyka działań "Łupaszki" wywodziła się również ze środowisk związanych z Armią Krajową. Janusz Prawdzic-Szlaski, Roman Korab-Żebryk czy znany z licealnych podręczników Tadeusz Konwicki zarzucali majorowi Szendzielarzowi niepotrzebny rozlew polskiej krwi.

Głównym bohaterem książki Patryka Kozłowskiego jest tytułowy "Łupaszko", jeden z najsłynniejszych żołnierzy Polski Podziemnej, a później "Żołnierzy Wyklętych". Major Zygmunt Szendzielarz, dowódca 5. (później również 6.) Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, wsławił się licznymi zwycięskimi bojami z okupantem niemieckim i sowiecką partyzantką. Ponadto chronił ludność cywilną Wileńszczyzny przed agresją ze strony litewskiej policji oraz gwałtami i rabunkami dokonywanymi przez Sowietów. Po wojnie walczył z komunistycznym aparatem na Podlasiu, Mazurach i Pomorzu. Został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego 20 listopada 1950 r., a następnie skazany przez zbrodniarza sądowego mjr. Mieczysława Widaja na osiemnastokrotną karę śmierci. Karę poprzez strzał w tył głowy wykonano 8 lutego 1951 r. w mokotowskim więzieniu.

Książka zawiera blisko 180 stron biografii Zygmunta Szendzielarza. Gdzieniegdzie autor nie skupiał się na potyczkach "Brygady Śmierci", przykładając większą wagę do postaci majora. Opisane zostały jednak dość szczegółowo trudne decyzje, które musiał podjąć dowódca partyzanckiego oddziału ukrywającego się w lesie przed okupantem niemieckim, ich litewskimi pomocnikami oraz partyzancką sowiecką, Armią Czerwoną i NKWD, a także obławie urządzonej przez polskie stalinowskie władze. Ogrom przeciwników uświadamia czytelnikowi heroizm i niesamowite umiejętności "Łupaszki" w dowodzeniu swoimi oddziałami, które raz po raz rozbijały wrogie siły, ponosząc tylko nieznaczne straty. 5. i 6. Brygada Wileńska była solą w oku Niemców, Sowietów, Litwinów i polskich komunistów. Oddział, który tylko w latach 1945-1948 liczył jedynie od ok. 160 do 250 partyzantów, przeprowadził aż 412 akcji, w których śmierć poniosło 80 współpracowników NKWD i UBP, 60 ubeków, 70 milicjantów i 80 oficerów i żołnierzy Armii Czerwonej. Łącznie śmierć z rąk oddziałów 5. i 6. Brygady mogło ponieść nawet 340 osób, które przyczyniły się do instalowania komunizmu w Polsce.

Patryk Kozłowski starał się przedstawić losy "Łupaszki" możliwie najrzetelniej, często odnosząc się do zarzutów wspomnianych we wstępie autorów. Wartość tej pozycji z pewnością podnosi fakt, że nie starał się on wybielić Zygmunta Szendzielarza i nie pominął występków, o które przez kilkadziesiąt lat bito pianę. Ale były to i tak tylko występki, których nawet nie ma sensu przyrównywać do odrażających zbrodni popełnianych przez ludzi, których wrogiem był mjr Szendzielarz.

Nijak nie mogę się porównywać z "Łupaszką", ponieważ mam świadomość, że wszelkie moje osiągnięcia wyglądają tak żałośnie jak mrówka przy słoniu (lub jeszcze biedniej). Znalazłem jednak w Szendzielarzu cząstkę siebie i myślę, że wielu z Was również mogłoby tę cząstkę siebie odnaleźć. I choćby dlatego polecam tę książkę. Nawet tym, których nie interesują losy partyzantki. Myślałem podobnie, dopóki nie przeczytałem biografii mjr. Zygmunta Szendzielarza...

Deranged


niedziela, 23 lutego 2014

Gdzie są chłopcy z tamtych lat?

"Na wojenny poszli szlak". Nie, nie poszli. Dali sobie spokój, odpuścili, nie wytrwali w walce. To nie czarna wizja, tylko codzienność w naszym ruchu. Z czasem coraz więcej osób odpływa, bo nasza droga okazała się za trudna i nieusłana różami, ewoluowały ich poglądy lub po prostu się odechciało.

Każdy z nas miewa chwile zwątpienia w życiu, szczególnie po niepowodzeniach, które przecież przytrafiają nam się tak często. Nie może to jednak usprawiedliwiać całkowitego porzucenia naszej Sprawy. Charakteryzować nas powinny niezłomność i trwałość w poglądach. Bycie nacjonalistą to nie moda, tylko droga życia. Nikt nie obiecywał, że będzie kolorowo albo że będzie łatwo. Ta ścieżka wymaga nieustannego poświęcenia, podporządkowania życia dla Idei. W zamian daje niewiele, oprócz dumy i własnego wewnętrznego spełnienia, nie odnosimy żadnych przyziemnych korzyści. A mimo to nadal trwamy. Stoimy przy tym, co uznajemy za słuszne, postępujemy tak, jak mówią nam nasze serca.

W życiu wszystko przychodzi i odchodzi, ale nasz wspólny cel, do którego dążymy, nigdy nas nie zostawi. Tylko od nas zależy, ile mu oddamy. Im więcej, tym smutniejszy koniec nas czeka - tu nikt za ofiarność nie przyznaje orderów i nie płaci pieniędzy. Co najwyżej wsadza do więzienia, odbiera życie lub uprzykrza je, jak tylko może. Ci, którzy znają cenę i przez lata nie wymiękli, zasługują na szacunek. To są synowie tej ziemi, którzy nie walczą, bo mają taki kaprys, bo im się to opłaci. Ich opór ma wszystkim przynieść nowy, lepszy świt...

A co z tymi, co im zmiękła rurka? Widocznie byli tylko zwykłymi pozerami, których przecież pełno. Część nie miała charakteru, by sprostać trudnościom, jakie niesie z sobą nasza droga. Oni woleli się poddać, bo tak łatwiej. Tylko że do obranego celu nie da się dojść na kolanach.

Deranged

wtorek, 18 lutego 2014

Kosowo jest serbskie

W sobotę w Warszawie odbył się czwarty marsz poparcia dla serbskiego Kosowa, organizowany przez AN Warszawa oraz inicjatywę Polacy na Rzecz Serbskiego Kosowa. Tym razem z Olsztyna wybrała się tylko nasza mała grupka. Do Warszawy docieramy ze sporym zapasem czasu co pozwala nam na chwilę odpoczynku po podróży i spokojne dotarcie na miejsce zbiórki. Niestety mieliśmy tak transport powrotny, że część z nas na marszu była tylko pół godziny. Na miejscu zbiórki widoczni m.in. AN Poznań, Radom, Lublin oraz Wrocław, przedstawiciele Serbskiej Akcji, OSN, MW i NOP. Ogółem kilkaset osób. Po wysłuchaniu przemówień ruszyliśmy. Można było usłyszeć hasła takie, jak "Belgrad-Warszawa, wspólna sprawa", "USA – imperium zła” "Precz z albańskim szowinizmem" czy "Stop islamizacji Europy”. W tym roku na trasie marsz nie zdarzył się żaden incydent i po dotarciu pod Biurem Informacji Parlamentu Europejskiego swoje przemówienie wygłosili aktywiści Serbskiej Akcji, Europejskiego Frontu Solidarności dla Kosowa oraz inicjatywy Polacy na Rzecz Serbskiego Kosowa.
M.
(zdjęcie Autonom.pl)