Mówi się, że wstyd to kraść. Albo że żadna praca nie hańbi. Być może. Wyłączmy na wstępie od razu kontrolerów biletów i strażników miejskich. Więcej o nich być może kiedy indziej. Wszelkie moje przygody z funkcjonariuszami Policji psami, świadczyć mogą o tym, że praca w niebieskim mundurze jest powodem do wstydu.
Kulturalny pan policjant, działający zgodnie z prawem, powinien nam się przedstawić, o ile sytuacja nie wymaga natychmiastowej jego reakcji w ochronie życia, zdrowia lub mienia. Takich jak wyżej to ze świecą szukać (pewnie jacyś policyjni amatorzy - przyp.). Prawdziwy strażnik Teksasu się nie przedstawia; on jest prawem, a prawo obywatele mają ustawowy obowiązek znać! Ignorantia iuris nocet, jak mawiali starożytni.
Po raz kolejny na własnej skórze musiałem przekonać się o mądrościach sprzed tysięcy lat. Nieznajomość prawa (czyt. wąsa na "służbie") szkodzi, dlatego też teraz interesuję się personaliami czy wyglądem burków, by w przyszłości nie mieć takich problemów (czyt. by nie musieć ich o to pytać). Niedawno zdarzyło mi się zupełnym przypadkiem poprosić jednego z drugim, by się przedstawili lub podali coś, co umożliwiłoby ich identyfikację. Oczywiście się nie doczekałem, a jedynie zostałem spisany i straszony srogimi konsekwencjami.
Ale dlaczego? Czy to taka tajemna wiedza, że aby ją posiąść trzeba być czarownikiem, najlepiej z Hogwartu? Czy może dlatego, że jest się sługusem systemu i bierze się za to pieniądze, moje zresztą, i za to się mnie gnębi? Policja jest dla ludzi czy na odwrót? Kto komu powinien służyć, a komu służy w rzeczywistości? Jak ciężko jest żyć ze sobą, patrzeć w lustro, jeśli to taki wstyd? Wyobrażacie sobie urzędnika lub polityka, który ukrywa swą tożsamość?
Tyle pytań, a brak odpowiedzi. Zupełnie jak od naszych wstydliwych milicjantów...
Deranged