Za nami gala KSW 26, która odbyła się na warszawskim Torwarze. Ci, którzy nie mogli oglądać pojedynków na żywo na hali, mogli w telewizorze, o ile zapłacili porównywalnie do tych, co zajęli miejsca na trybunach.
Maciej Kawulski i Martin Lewandowski wycenili swój marny produkt na cztery dychy. Produkt, którego ważnymi składnikami mieli być kontuzjowani w ostatniej chwili: Tim Sylvia, Karol Bedorf, Nandor Guelmino czy Michał Włodarek. Produkt okrojony z wymienionych zawodników nie spełniał moich oczekiwań, by zapłacić za niego cokolwiek. Płacąc stówę miesięcznie za kablówkę ze 150 kanałami, żądam, aby nie dopłacać już za nic choćby złamanego grosza. Tym bardziej za IV ligę MMA...
Pamiętam, gdy gale KSW były transmitowane za darmo w telewizji. I pamiętam, że tamte wydarzenia miały znacznie lepszą rozpiskę, pod względem sportowym mocno przebijając ostatnie potyczki na białym ringu.
Na koniec pytanie do właścicieli KSW, a także do wszystkich chciwych biznesmenów, od przeciętnego Polaka: kiedyś dawałeś mi swój produkt (jakościowo lepszy), a teraz każesz mi płacić za gorszy? Chyba śnisz.
Deranged