Wczoraj zostałem zapytany o moje noworoczne postanowienie. Nie udzieliłem satysfakcjonującej odpowiedzi, oznajmiłem krótko, że nie mam żadnego. Bo nie mam. Jakoś 1 stycznia nie nastraja mnie do zmiany czegokolwiek w swoim życiu. Ot, kolejny zwykły dzień.
W zeszłym roku miałem jednak postanowienie noworoczne, jednak nie było ono związane z presją otoczenia. Stwierdziłem, że skoro nie palę papierosów i nie ćpam, to mogę też nie pić alkoholu. Da radę to zrobić i nie jest nawet tak ciężko, jak mogłoby się wydawać. Z noworocznego postanowienia wyszło chyba coś więcej - do picia nie zamierzam wracać. Można przetrwać majówkę, juwenalia, wakacje, wesela, święta i nie chlać. Najtrudniejsze w tym wszystkim nie jest jednak samo niesięgnięcie po kieliszek czy butelkę, tylko wytłumaczenie wszem i wobec, że po prostu się nie pije. Bo tak się postanowiło.
Noworocznego postanowienia nie mam także dlatego, że niespecjalnie lubię coś sobie zakładać. Gdy polecę za mocno w swojej fantazji, to potem przychodzi życie i weryfikuje moją determinację (a właściwie jej brak). Dlatego też nie chcę specjalnie się zmuszać do czegoś, czego nie będę w stanie spełnić. Potem źle się czuję z tym, że nawaliłem.
Jeśli Wy zakładacie zmiany w swoim życiu wraz z Nowym Rokiem, to trzymam za Was kciuki. Cokolwiek to jest, sport, miłość, spełnianie marzeń. Życzę Wam powodzenia. Ale najbardziej to silnej woli, tak à propos nowej polecanej przez nas piosenki.
Deranged