W XXI wieku słowa ludzi nie mają dla mnie już żadnego znaczenia. Obietnice, umizgi, zapewnienia, obiecanki - nic to dla mnie nie znaczy. Nie ufam nikomu, bo to nie ma sensu. Jedyną osobą, której jestem pewny w stu procentach, jestem ja sam. A gdy się zawiodę sam na sobie, to wtedy zacznę się publicznie chłostać.
Nie będę ukrywał, jak wielką wagę przywiązuję do słów Davida Lane'a. Otóż, podążając za jego myślą, że "głupi ocenia po słowach, mądry po czynach", zupełnie inaczej zacząłem postrzegać otaczający mnie świat. Straciłem wiarę w ludzi, w ich dobre intencje. To, co mówią, jest nic niewarte; właściwą oceną człowieka jest ocena jego czynów. Złotouści mają niestety tę przewagę, że potrafią wmówić drugiemu wszystko, a oszukany, by mieć spokojne sumienie, uwierzy.
Nie pasuję do mojego pokolenia, drobnych cwaniaczków i przemądrzałych teoretyków, ekspertów od wszystkiego. Jeśli tak jak oni poprzestanę na gadaniu, stanę się niepoważnym człowiekiem. Każda moja obietnica znaczy dla mnie wiele, na każde zapewnienie kładę mój honor. Tylko tak mogę zdobyć szacunek, tylko tak z moimi słowami będzie można się liczyć. Inaczej w ogóle już bym się nie odzywał, bowiem nie lubię strzępić języka po próżnicy.
Gdzie my wszyscy bylibyśmy, gdybyśmy nie przywiązywali się do pustych obietnic? I - istotne - czy zaufano by Tuskowi? Śmiem wątpić.
Deranged