SPW

SPW

David Lane na tydzień

Wiedza jest przekleństwem. Z wiedzą podąża odpowiedzialność.

czwartek, 22 maja 2014

Też się napnę

Zachowaniem normalnym i dość przewidywalnym jest ciągłe narzekanie. Bycie malkontentem w naszym kraju nie czyni z nikogo dziwaka, bo nam wszystkim ciągle coś nie pasuje. Na przykład pogoda. Albo jest za zimno, albo za gorąco. A jak jest w sam raz, to też jest do dupy, bo jest z pozoru idealnie. Ale nie jest, głównie przez to, że nie ma na co narzekać.

Ostatnio uczestniczyłem w marszu pamięci rotmistrza Witolda Pileckiego, a parę dni później coś mnie tknęło: przejrzyj stare SPW, jeszcze w PDF-ie, znajdziesz temat. Strona trzecia i jest - relacja z marszu w 69. rocznicę Powstania Warszawskiego. Pamiętam ten upalny dzień bardzo dobrze, pogoda oczywiście nie dopisała, bo było za gorąco. A człowiek ubrany na czarno nie lubi, gdy na niego świeci słońce z takiego bliska jak na początku sierpnia. Przeszliśmy wtedy w 80 osób chodnikiem stałą trasą, a naszemu pochodowi efektu dodawały flagi na kijach, a także rozwinięte wzdłuż transparenty. Coś innego ubarwiło jednak tę uroczystość.

Do tego nieśmiało zmierzam. Jak wynika z zeszłorocznej relacji, skandowaliśmy m.in. "Olsztyn cały tylko biały" czy "Polska dla Polaków", co - podejrzewam słusznie - miało być sprzeciwem wobec przede wszystkim arabskiej imigracji do naszego miasta. Fani brodacza Chalidowa i jego "kuzyna" Saidowa albo innego Muczajewa (wszyscy Arrachion MMA) pewnie nie byli ukontentowani, choć wśród zgromadzonych - znowu podejrzewam słusznie - się znaleźli.

Minął rok, a ciągle mam w pamięci to, co wydarzyło się wtedy po marszu. Głosy "rasistowskie hasła w takie święto" czy "już więcej nie przyjdę" padły kilka razy z ust pewnych osób, które teraz bynajmniej nie tylko ze względu na swoje osiągnięcia na polu Idei nie powinny być nawet dopuszczane do dyskusji. I jak zwykle na gadaniu się skończyło, bo nie bardzo było nawet z kim dyskutować.

Teraz ja, po marszu Pileckiego, mógłbym organizatorom wiele zarzucić. Że co to za upolitycznianie obchodów, co to za okrzyki "idzie wiatr odnowy, to Ruch Narodowy"?! Albo modlitwa na koniec?! Nie żyjemy w państwie wyznaniowym! I tak mógłbym sobie pierdolić smuty w pustą przestrzeń. Tylko po co siać ferment? Co to przyniesie?

Nikt do udziału mnie nie zmuszał, w każdej chwili mogłem się odłączyć. Do modlitwy nikt kijem nie zaciągał, więc się nie modliłem, a innym nie zamierzałem przeszkadzać. Krzyczeć wszystkiego też nie musiałem, mam wolną wolę. A czy się zgadzałem ze wszystkimi hasłami organizatora, czy nie, to nie ma znaczenia, to jest tylko i wyłącznie moja prywatna sprawa. Pamięć o rotmistrzu jest ważniejsza niż jedno sporne hasło, o które nie ma sensu kruszyć kopii.

I tak niech zostanie. Miło, wesoło i tolerancyjnie. O!

Deranged

środa, 21 maja 2014

Nasza Scena 5

Do kupienia jest już najnowsza solowa płyta Olafa Jasińskiego "Tożsamość".
***
7.06 na północy naszego kraju odbędzie się koncert na którym wystąpią Sztorm 68, Slavic Rebirth, Hippie Raus oraz GAN. Więcej info na plakacie.
***
W październiku do Polski znów zawita Pitbullfarm. Na senie zobaczymy też OWK, October 15 oraz Kontroler. Ilość biletów ograniczona!
***
Nieszczęśliwie dla muzyków z Pitbullfarm zakończył się wyjazd do Włoch na koncert. Szwedzcy muzycy zostali okradzeni w Rzymie z pieniędzy, paszportów i sprzętu. W związku z tym organizują koncert w swej ojczyźnie, drogi i biletowany, aby pokryć straty.
***
Do nabycia jest Honor "White Deluxe Biały Front", czyli materiał z kultowego "Białego Frontu" zagrany na nowo po polsku oraz utworami wykonanymi między innymi przez Jana Petera i Frakass.
***
Ukazała się polsko-węgierska składanka "Unbroken Brotherhood". Na płycie 16 kawałków, do kupienia tutaj.
***
Ukazał się numer 3 Magazynu „Patole” (Kibice, patriotyzm, sport i inne)
Koszt zamówienia jednego egzemplarza numeru 3. Magazynu „Patole” wynosi 11 zł + 2,5 zł przesyłka listem priorytetowym
Pisząc na adres e-mail: magazynpatole@o2.pl otrzymasz dalsze informacje dotyczące zamówienia. 
Redakcja Sami Przeciw Wszystkim gorąco poleca trzeci numer "Patoli", który jest ewidentnie najlepszy z dotychczasowych i dużo lepszy od poprzednich. Warto kupić tym bardziej, by wesprzeć nie tylko autorów pisma, ale również szczytny cel, na który pójdzie zysk ze sprzedaży numeru. Więcej informacji o czasopiśmie w tym m.in. spis treści na stronie internetowej magazynu "Patole". Serdecznie zapraszamy!
***
Polecamy inicjatywę Support POW. Kupując tam płyty wspierasz tych którzy świat oglądają zza krat!

M.


poniedziałek, 19 maja 2014

Z napinką 2

Tyle się ostatnio dzieje, że nie nadążam spać, by wszystko nadrobić. Z wycieńczenia trochę boli głowa, więc za ewentualne błędy wszelkie przeprosiłbym, ale nie mam sił. Trudno.

Najwyższa pora przestać mamić kibiców, że "się utrzymamy". Pora wziąć się do roboty albo jednym słowem: zapierdalać!

czwartek, 15 maja 2014

Litość to zbrodnia

Często wokół nas zdarzają się osoby, które mogą więcej, częściej im wybaczamy błędy, bo nam jeszcze na tych ludziach zależy. Często też nad kimś się litujemy, nie pamiętając hasła, że litość to zbrodnia. Jak twierdził Fryderyk Nietzsche, litość powoduje, że osoba współczująca zamiast zająć się własnym rozwojem, niepotrzebnie pochyla się nad słabymi.

Niestety, miał rację. Litość, współczucie, żal każą nam się pochylać nad słabszym. Wybaczenie i inne wzniosłe hasła będące cnotami głównie w doktrynie chrześcijańskiej nie tylko zrównują silniejszych ze słabszymi, ale nawet zmieniają ich miejscami. Ten na górze schyla się do biedaka, ale okazując wobec niego swą słabość, czyni go silniejszym od siebie.

Obrazując to, wyobraź sobie dumnego silnego człowieka, któremu robi się żal klęczącego biedaka. Litość każe się nad nim pochylić, później klęknąć obok, a następnie leżeć pod nim plackiem. Klęczący jest ciągle na kolanach, a w społecznej hierarchii awansował. Jeśli chcesz pomagać, rób to z potrzeby serca. Innym przykładem może być gladiator, któremu żal robi się pokonanego przeciwnika, którego publiczność skazała na śmierć, wskazując kciukiem na gardło. Zwycięzca lituje się nad przegranym, który wstaje i go zabija w dowód "wdzięczności". On się nie zawahał.

Aby być silnym i niezależnym, nie wolno się litować. Nigdy. Szczególnie nad wrogiem, bo on nie zlituje się nad nami.

Deranged

"Nie ma litości dla skurwysynów..."

środa, 14 maja 2014

Marsz rotmistrza Pileckiego

Wczoraj w naszym mieście odbył się II marsz ku pamięci rotmistrza Pileckiego. Marsz tradycyjnie wyruszył spod ratusza, a swój koniec miał na placu Solidarności. O 18 na miejscu zbiórki stawiło się ponad 100 osób w tym między innymi kibice Stomilu, Autonomiczni Nacjonaliści Olsztyn oraz organizujący marsz Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny. Po krótkiej przemowie marsz ruszył chodnikiem, a nie jak było zaplanowane ulicą (1312!). Na przedzie niesiono transparent z podobizną rotmistrza, po bokach kadrówka Stomilu, transparent "Rotmistrzowi chwała", flaga Sport-Zdrowie-Nacjonalizm oraz "Stomilowcy Pamiętają". Przy tej okazji pojawiły się hasła antykomunistyczne, "cześć i chwała bohaterom" oraz mijając więzienie poleciało PDW. Po dojściu na plac Solidarności mikrofon przejął kombatant pojawiający się na każdym marszu, a zaraz potem odśpiewano hymn i wszyscy rozeszli się do domów. 

M.




wtorek, 13 maja 2014

Warmia Heroes 2

W sobotę w Olsztynie odbyła się gala MMA Warmia Heroes 2 / PLMMA 32. W walce wieczoru zmierzyli się Adrian Zieliński i Niko Puhakka. Wszystkie pojedynki oglądała pełna hala, która jednak mało żywiołowo podchodziła do tego, co działo się w klatce.

Organizatorzy spowodowali, że kolejki do wejścia wyglądały jak otwarcie McDonald'sa w Szczecinku. Drzwi na szczęście wytrzymały parcie rozentuzjazmowanego tłumu, żądnego zajęcia jak najlepszej miejscówki. Gala rozpoczęła się po godzinie 19 od dwóch pojedynków amatorskich. Pierwsza walka absolutnie mnie nie porwała, druga była już przedsmakiem zapowiadanych emocji. Swoje pojedynki na punkty zwyciężyli decyzjami Patryk Duński i Patryk Wołodkiewicz.

Zanim zaczęło się to, na co czekały tygryski, musiał mnie TRADYCYJNIE wkurwić swoim pierdoleniem "polski Bruce Buffer" Jacek Lenartowicz. Jak ja go nie trawię! Grrr! Aż mnie normalnie nosi. Jego wypowiedzi męczyły uszy, na szczęście oczy cieszyły ładne ring girls (dziewczyny ringowe po polsku?), które z wielką gracją kręciły pupami. W tym momencie odezwał się mój samczy instynkt czy może do głosu doszła moja wrażliwość na piękno? Obstawiam, że to drugie.

W pierwszej walce karty głównej Krzysztof Adaszak z Arrachionu Olsztyn wyciągnął skrętówkę w I rundzie na Marcinie Płonce. Miejscowy zawodnik przez chwilę był w opałach, jednak jego kontra dźwigni na nogę okazała się skuteczniejsza niż rywala. Dwie kolejne walki w kategorii średniej to było już niezłe męczenie buły, które skończyło się decyzjami sędziowskimi. Najpierw olsztynianin Sylwester Borys pokonał Pawła Brandysa z Oświęcimskiego Klubu MMA, a najlepszymi akcjami w całej walce były nietrafione latające kolana. W kolejnym pojedynku Rafał Haratyk nie potrafił skończyć przed czasem Mazvydasa Piezy, kilka minut okładając Litwina w dosiadzie. W kolejnej walce w wadze lekkiej olsztynianin "Paweł Paweł Kiełek" (tak powiedział Lenartowicz, mój ulubieniec) zbił Oliwiera Bulę.

Wreszcie nadeszło coś, na co czekałem osobiście od samego początku. Zaczęło się nieźle, bo można było w końcu posłuchać dobrej muzyki. Z głośników poleciała Awantura - Chuligańskie życie, a do klatki zaczął zmierzać Rafał Dąbrowski. Było to drobne urozmaicenie, ponieważ niektórzy zawodnicy wychodzili przy jakimś dziwnym łupaniu, prezentując taniec godowy jak na imprezie w wiejskiej remizie. Przeciwnikiem "Uszola" był reprezentant Arrachionu Bogusław Zawirowski. Spodziewałem się twardej walki i szybkiego zwycięstwa "Uszola", ale po pierwszych ciosach musiałem zmienić zdanie. "Guliwer" był dużo szybszy od poznaniaka, a jego ciosy rozcięły rywalowi łuk brwiowy. Ciosy "Uszola" latały jakby w zwolnionym tempie, musiał więc skapitulować w drugiej minucie pierwszej rundy, kiedy sędzia przerwał walkę po lawinie ciosów Zawirowskiego.

Przedsmakiem walki wieczoru było starcie Alana Langera z Kerimem Abzaiłowem. Czeczen wyszedł do klatki przy kozich dźwiękach, bo muzyką tego nie nazwę, choćbym zmienił jej definicję. Abzaiłow w pierwszej rundzie szybko znokautował Polaka i z głośników znów poleciały dźwięki wywołujące u mnie gęsią skórkę. "Bóg dał" powiedział Abzaiłow, mógł jeszcze pierdolnąć "allahakbara" do maty, ale koniecznie w stronę Mekki. 

Walką wieczoru była walka o pas PLMMA w wadze lekkiej między Niko Puhakką z Espoon Kehähait i broniącym tytułu Adrianem Zielińskim z Arrachionu Olsztyn. Tym razem nie było "Face the aggression", tylko fiński cover "Lasciantemi cantare", co nieco wprawiło mnie w zdumienie, ale pewnie znowu ból dupy Gazety Wyborczej trwałby kolejny tydzień. Przy wyjściu do klatki Zielińskiego niektórzy (w tym sędzia punktowy) dopatrzyli się, że ktoś olsztyńskiemu zawodnikowi pokazywał środkowy palec, co bynajmniej nie przysporzyło fanów Finowi. Może gdyby Zieliński nie pajacował i nie wygadywał głupot przed walką (i po niej), to by na takie ciepłe przywitanie w swoim mieście nie zasłużył.

Pierwsza runda toczyła się pod dyktando Zielińskiego, który kontrolował przebieg walki w stójce, a jego prawy sierpowy zwalił z nóg Puhakkę. Niemniej Fin przytomnie się wykręcił z trudnej sytuacji i na sztywnych nogach kontynuował walkę. Druga runda miała już znacznie inny przebieg. Dwa obalenia po stronie Puhakki, zajście za plecy, niezły klincz pozwalały myśleć, że tę rundę zapisał na swoją korzyść przy próbie balachy z dołu Zielińskiego i jednym celnym ciosie w stójce. W trzecim starciu akcje inicjował Adrian Zieliński, ale Niko Puhakka nieźle kontrował. Akcje Polaka ograniczały się przede wszystkim do mało efektywnego machania łapami. Dziesięć sekund przed końcem walki Fin zanotował sprowadzenie, które próbował ustabilizować, jednak przeszkodził mu gong.

Walkę jednogłośną decyzją sędziów (30-28, 29-28, 30-29) wygrał Adrian Zieliński. Werdykt mocno kontrowersyjny, pokazujący, że sędziowie oczy mają w dupie. Oglądałem tę walkę kilka razy i ani razu nie widziałem zwycięstwa Zielińskiego. Zresztą nie tylko ja. Widocznie Puhakka nie mógł zdobyć pasa polskiej organizacji w mieście olsztynianina. 

W sieci trwa narzekanie na ekipę z boku sali, która dopingowała Puhakkę. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.

"Wszyscy spotkamy się na dworcu"

Deranged

czwartek, 8 maja 2014

Casuals Party

W weekend w Trójmieście odbył się koncert Casuals Party, na którym zjawiła się nasza banda. Impreza miała miejsce w jednym z klubów wyróżniających się elegancją. Miał na przykład eleganckie barmanki, więc skusiłem się na browara w normalnej cenie i jeszcze zostawiłem napiwek, co nie zdarza mi się często.

Podróż koleją nad morze upłynęła nam w miarę sprawnie, mieliśmy ciekawych współpasażerów, z którymi nie sposób było się nudzić. W Malborku wsiadają najebani Janusze z Lechii jadący na mecz z Legią, a wraz z nimi wycieczka turystyczna Niemców. Polscy Janusze z dumą opowiadają nowym kolegom z Zachodu o wielkich Polakach: Błaszczykowskim, Peszce czy Matuszczyku (albo Matuschyku). My podpuszczamy Niemców do rozmowy o ich słynnych rodakach, ale na dźwięk nazwiska Adolfa Hitlera zwieszają głowy w dół i udają, że nie rozumieją po niemiecku.

Sam koncert rozpoczął się o czasie, a my przed startem zdążyliśmy jeszcze odwiedzić jakiś otwarty sklep. Pierwszym zespołem, który zaprezentował się publiczności, był Prawy Prosty. Kapela z Lubina zagrała kilka swoich numerów i parę coverów, w tym jeden disco polo (ale nie Bubel Bandu, całe szczęście). Występ mógł się podobać, chociaż zdawało mi się, że trwał nieco za krótko. Po kilkunastu minutach przerwy na scenę wkroczyło OWK. Jak ktoś nie słyszał, to niech żałuje. Śmiało można jechać w ciemno na ich koncert, bezapelacyjnie czołówka polskiej sceny. Moc! Po OWK przyszedł czas na słowacki Old Firm. Nasi południowi sąsiedzi grają ciężko, chociaż nie porywają tłumów. Czekałem na coś innego, lecz się nie doczekałem. Trochę za dużo monotonii. Ostatni występ wieczoru wywarł na publiczności ogromne wrażenie. Ja aż ochrypłem, inni też bawili się przednio. Ale kto zagrał, jak i co, to zostanie tajemnicą obecnych.

Deranged

Dziękujemy za dobrą zabawę. Pozdrawiamy wszystkich uczestników i organizatorów oraz w szczególności Casuals-AG i Aktyw Północny.

AN Olsztyn

wtorek, 6 maja 2014

Być w układzie czy być sobą?

Zastanawiam się nad tym, czy warto trwać w układzie wbrew sobie, ale w zamian za pewne korzyści. Bo przecież jest tak przyjemnie, gdy ktoś nas wspiera za to, że myślimy tak jak on czy podporządkowujemy się grupie. Bez kumoterstwa w niektórych środowiskach nie dojdzie się nigdzie. Ale czy warto przez życie pełzać jak wąż, spełniać drobne przysługi, a potem wypinać pierś po ordery albo plecy do poklepania?

Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, które sam zadałem. Wiem tylko, jak ja żyję i co robię. Nie tkwię w układzie, w żadnym, choć nieraz miałem okazję i mogłem czerpać z niego garściami. Tylko po co? Mówiłbym, co by było "słuszne", robiłbym, czego ode mnie by oczekiwano. I może do czegoś bym doszedł, na przykład do władzy. Ale po co i jakim kosztem? 

Tkwienie w układzie zabija indywidualność. Jesteś tylko trybikiem w wielkiej maszynie, po czasie bez niej przestajesz znaczyć cokolwiek, bo jesteś tylko wymienialną częścią. Układ się nie posypie, tylko Ty, jak stara bezużyteczna rzecz. Jedynym zwycięstwem byłoby trwanie w sieci tak długo, aż samo bycie w niej byłoby celem samym w sobie. To bez sensu.

Cenię sobie wolność bardziej niż cokolwiek. Nie tylko wolność słowa, ale przede wszystkim wolność myśli. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo niektóre stosunki społeczne wpływają na myślenie, jak wykrzywiają rzeczywistość. W końcu z kim przystajesz... 

Wiem, jak się w życiu pokierowałem. Czy dobrze, nie mam pojęcia, pewnie nie. Ale w tym właśnie rzecz, by iść przez życie z podniesionym czołem i nie bać się, gdy ktoś spojrzy w oczy. Łatwe to może być zawiązanie sznurowadeł, prawdziwym wyzwaniem nie zboczyć z obranej drogi. Choćby wiodła pod prąd.

Deranged