Trudno odmówić sobie przyjemności wyszydzenia polskich policjantów. Niemal każdy dzień przynosi jakąś nową historię. Zdaje się, że dla naszych dzielnych stróżów prawa największym zagrożeniem nie są przestępcy czyhający na ich życie, ale telefony komórkowe, aparaty i inne urządzenia, które rejestrują ich niekompetencję. Tak jak na przykład w Gorzowie podczas strzelania do - uwaga! - bezbronnego człowieka. Echo tych wydarzeń obiegło całą Polskę i można zauważyć pewien dwubiegunowy sposób rozpatrywania sprawy: chwalący działania policji i potępiający.
W przypadku tego pierwszego poglądu dominują przedstawiciele policji, którzy uważają, o zgrozo, że zachowanie ich kolegów po fachu było całkiem niezłe, ponieważ osiągnęli cel - unieszkodliwili uzbrojonego w młotek i tłuczek do mięsa (albo podobne narzędzia) wariata. No tak, ręka rękę myje, niczego więcej od wąsów nie można się spodziewać. Oni by nawet bronili Stevena Seagala strzelającego do małych dzieci, tłumacząc gawiedzi, że on perfekcyjnie wykonywał swoje obowiązki.
Inni zwracają uwagę na to, że funkcjonariusze oddali 13 lub 17 strzałów i tylko jednym ranili uciekającego przestępcę. Wspomniani przedstawiciele policji wybielający swych kolegów wskazali, że biorący udział w akcji stróże prawa celowali w nogi, aby unieszkodliwić uciekającego. Tylko że film pokazuje zupełnie co innego - kule po strzałach policjantów odbijały się 20-30 cm poniżej okien kamienicy, gdzieś na wysokości klatki piersiowej bandyty.
Bo jego wina nie podlega wątpliwości. Niszczył cudze mienie, a potem atakował policjantów. Tylko że w całej sprawie jest ważniejsza kwestia niż ta, że para w odblaskowych kamizelkach potrzebowała kilkunastu strzałów, aby raz trafić do celu. Rozpatrując zdarzenie pod względem prawnym, znajdziemy mnóstwo uchybień funkcjonariuszy, których skutkiem powinno być albo wydalenie ze służby, albo dożywotnie odebranie broni i zdegradowanie do roli parkingowego, czyli wystawiacza mandatów za złe parkowanie.
Zacznijmy od tego, co widać. Z radiowozu wysiada policjant i kieruje broń w stronę uzbrojonego w narzędzia człowieka, nieco dalej policjantka również celuje w jego kierunku ze swojego pistoletu. "Na glebę [na ziemię? - przyp.]" krzyczy policjant, a jego partnerka "rzuć to, rzuć to, kurwa". Nie wiadomo, czy oddali wcześniej strzały ostrzegawcze, bo film tego nie prezentuje, chociaż one nie są istotne. Zamiast podwórkowej łaciny policjanci powinni ostrzec mężczyznę o zamiarze użycia broni.
Mężczyzna robi zamach, strasząc rzutem w kierunku policjantów. Ci przerażeni, trzymając w ręku broń, chowają się za radiowóz i samochód obok, po czym w ich kierunku leci to, co ten człowiek trzymał w ręku. W tym momencie padają dwa strzały. Pierwszy oddała policjantka chwilę po rzucie przedmiotem w kierunku policjanta, drugi strzał oddał policjant, kiedy właściwie zagrożenie jego życia lub zdrowia nadlatującym przedmiotem minęło. Następnie człowiek atakujący uzbrojonych w tak zwaną śmiercionośną siłę policjantów z opuszczonymi rękoma zbliża się do wycofujących się stróżów prawa. Drugie narzędzie trzyma w ręku, po prostu podchodzi. W tym czasie policjanci oddają w jego kierunku dwa kolejne strzały. Nie było żadnego zagrożenia życia policjantów, gdyż ten człowiek nie wykonał żadnego agresywnego ruchu. Następnie mężczyzna wraca na poprzednią pozycję, robi zamach i atakuje schowanego za radiowozem policjanta. Policjantka oddaje wtedy strzał i mężczyzna zaczyna uciekać.
Od tego momentu policjanci całkowicie obnażyli swe nieprzygotowanie.
Gościu zaczyna uciekać, wtedy policjant wstaje zza radiowozu i oddaje strzał, dołącza do niego jego partnerka i od tego momentu oddają około dziewięciu strzałów. Jeden z nich trafia uciekającego w kolano, co powoduje upadek. W trakcie upadania policjanci oddają dwa strzały i dodatkowo jeden, gdy mężczyzna leży nieruchomo na ziemi. Potem biegają od radiowozu do poszkodowanego, nie wiedząc za bardzo, co mają zrobić. Zupełnie jak psy wokół jeża. Oboje nie postanawiają przeszukać leżącego lub udzielić mu pomocy w związku z postrzałem. Ponadto nie zabezpieczają swojej broni, którą wywijają we wszystkich możliwych kierunkach.
I teraz rozpatrzmy dwie kwestie. Pierwszą jest bezpieczeństwo. Policjanci strzelają niemal na oślep, pociski lądują w budynku centymetry od okien, spośród których gdzieniegdzie wyglądają ludzie. Należy mieć na uwadze, że jeden pocisk to prawdopodobnie jeden rykoszet, zatem oddając 17 strzałów, mamy aż 17 możliwości ranienia osoby postronnej lub nawet siebie. Po drugiej stronie, co widać na filmie, znajdowało się kilka osób spacerujących chodnikiem. I to przez większość czasu ich życie i zdrowie było zagrożone bardziej działaniami policji niż człowieka z narzędziami. Również w czasie ucieczki para funkcjonariuszy oddaje strzały w kierunku ulicy, nie licząc się z konsekwencjami.
Dalej należy tę sprawę przeanalizować pod kątem prawnym. Przepisy jasno określają, kiedy broń może być użyta. Już nawet nie ma sensu się bawić w analizowanie polskich ustaw. Istotnym określeniem jest tak zwana bezwzględna konieczność użycia siły. I czy w przypadku gorzowskim możemy mówić o tej konieczności? Tak, ale... No właśnie, możemy mówić, że policjanci użyli broni palnej, bo taka była konieczność, ale ona zachodziła w momencie czynnego ataku na ich zdrowie, czyli wtedy, kiedy musieli uchylać się przed nadlatującymi narzędziami.
W związku z tym nie powinni byli oddawać strzałów, gdy mężczyzna podchodził w ich kierunku. Najbardziej nagannym zachowaniem jest jednak oddawanie serii strzałów w kierunku uciekającego człowieka. Mężczyzna obrócony plecami nie stwarzał już żadnego zagrożenia, aby do niego strzelać. Bardziej zasadne byłoby podjęcie innych czynności zmierzających do obezwładnienia i aresztowania przestępcy. Tutaj policjanci ewidentnie dali się ponieść emocjom, co spowodowało zagrożenie dla agresora, osób postronnych i samych policjantów. W zaistniałej sytuacji trzymam kciuki za sprawiedliwość. Aby ta dosięgła nie tylko człowieka niszczącego cudze mienie, ale także policjantów, którzy do pracy w mundurze ewidentnie się nie nadają. I wierzę, że przyzna to już jakiś polski sąd, chociaż moja wiara jest bezpodstawna. Prędzej uwierzyłbym w sprawiedliwość pochodzącą ze Strasburga.
Konkluzje też będą dwie. Policjanci uzbrojeni niemal po zęby boją się gościa z młotkiem i tłuczkiem. Nie boją się za to nikogo skutego na komisariacie, którego godzinami mogą katować i się nad nim znęcać. A po drugie to niech się nauczą. Albo prawa, albo strzelać. Najlepiej jak Steven Seagal.
Deranged