Wiceprezydent Zambii Guy Scott (zdj.) został głową tego państwa po tym, jak w wieku 77 lat w Londynie zmarł, być może na ebolę, prezydent Michael Sata. Do momentu wyborów przewidzianych za trzy miesiące krajem będzie rządził Scott. Co interesujące i warte podkreślenia, jest to pierwsza biała głowa państwa w tzw. "Czarnej Afryce" od 20 lat i upadku apartheidu.
Scott jest jednak i tak tylko tymczasowym prezydentem, zgodnie z konstytucją zastępującym ustępującego prezydenta. Michael Sata, dotychczasowy prezydent Zambii, zmarł w Londynie na jakąś tajemniczą chorobę.
Konstytucja Zambii została uchwalona z takimi zapisami, aby biali obywatele tego kraju nie mogli sięgnąć po prezydencki urząd. Każdy kandydat musi bowiem posiadać rodziców urodzonych w Zambii, co może wykluczyć już na starcie kandydaturę Scotta, syna szkockiego lekarza. Możliwe, że specjalnie dla Scotta, doświadczonego zastępcy Saty szczególnie w kontaktach międzynarodowych, zostanie wprowadzone nowe rozwiązanie dopuszczające go do startu w wyborach.
Stanowiska Zambijczyków są podzielone. Jedni uważają, że każdy obywatel powinien mieć prawo ubiegać się o urząd prezydencki, i wskazują, że gdyby Scott się nie nadawał, nie zostałby wybrany wiceprezydentem ich kraju. Pewne obawy ma natomiast grupa jego opozycjonistów. Przeciwnicy objęcia przez Scotta urzędu wskazują, że chcą mieć własnego (czyt. czarnego) prezydenta. Ich strach skupia się wokół tego, że znowu przyjdą niedobrzy biali i przejmą władzę oraz powróci kolonializm.
Niemniej nadal spora grupa Murzynów (być może większość?) ma świadomość, że czarni nie są w stanie rządzić własnym krajem. A Zambia na razie ma lepszego prezydenta niż USA...
Deranged